Pisze ta notkę z lotniska. Minął tydzień w Mountain View, moje pierwsze 5 dni w Google. Jak było? W wielkim skrócie - super.
Na początku chce zaznaczyć, ze wszystkie opinie prezentowane przeze mnie są moimi własnymi, nie firmy.
Od czego wiec zacząć? Może od tego, ze jestem padnięta! Ilość wiadomości i wrażeń, jakie dostarczono wszystkim Nooglerom* jest naprawdę przytłaczająca. Sesje zaczęliśmy w poniedziałek o 8 rano** w budynku z uroczym Androidem - Nooglerem przed głównym wejściem. Założyliśmy konta w systemie, zrobiono nam zdjęcia do identyfikatora, a następnie poszliśmy na szybkie śniadanie do pobliskiej kawiarni, z pełnymi brzuchami zaś prosto do sali wykładowej, w której czekał już na nas nowy i pachnący laptop i T-shirt.
Nie mogę i nie będę wdawać się w szczegóły szkoleń. Większość z nich była naprawdę interesująca, np. o tym, jak działa search czy o wewnętrznej architekturze systemu. W Google ufa się pracownikom i już od pierwszego dnia odkrywa przed nimi tajemnice firmowe. Mozgi nam spuchły od liczb;)
|
Android Noogler. Kolorowa czapka ze śmigłem to symbol Nooglera;] |
W porze lunchu każdego Nooglera odebrać miał manager/mentor. Moj czeka na mnie w Seattle, ale tymczasowym gospodarzem został PM z biura w Kalifornii. Facet był tak miły ze specjalnie dla mnie przyniósł Google Glasses, pomyślał, ze może chciałabym się pobawić. Super, nie?;) Resztę popołudnia spędziłam w budynku zespołu Google Maps, poznając kolegów z zespołu w Kalifornii i próbując odnaleźć się w labiryncie korytarzy;)
Każdy dzień wyglądał podobnie - z mojego tymczasowego mieszkania dojeżdżałam GBusem na kampus i najpierw szlam na śniadanie. Później zajęcia, przerwa na było i znów zajęcia. Nie znaczy to, ze było nudno, oj nie;) W międzyczasie spora frajdę czerpałam z poznawania kampusu. To miejsce jest jak z bajki, przypomina jedna wielka wyspę skarbów:) Co krok znajdowałam coś interesującego, zakręconego ciekawego lub dziwnego, jak np. szkielet T-rexa, którego obsiadły flamingi.
|
|
Każdy budynek, a jest ich bardzo dużo, ma unikalny wystrój i przeważnie coś charakterystycznego, np.: przed budynkiem zespołu mapowego stoi dobrze wszystkim znany z Google Maps czerwony 'balonik' do oznaczania lokalizacji. Moim faworytem jest budynek Androida, nie tylko ze względu na kolekcje figurek na zewnątrz. Środek jest jeszcze bardziej ciekawy - tuz przy wyjściu stoi wielki metalowy obcy (ci, którzy byli na FMF rok temu będą kojarzyć ten styl;)), a już sekcja dostępna tylko dla pracowników ma świetny wystrój i sporo motywów androidowo-robotowych. No i pokój gier rządzi, grałam w Pacmana przy oryginalnym stole do gier, ha!
Drugim ulubionym elementem krajobrazu są GBike's, czyli urocze kolorowe rowery w rożnych kształtach i wariantach (widziałam nawet kogoś na monocyklu!) . Ludzie śmigający miedzy rożnymi punktami kampusu na kolorowych rowerach to bardzo pozytywny widok!
Jedzenie jest jednym z ważniejszych tematów w Googlu. Serio:] Zacznę od zapoznania Was z dwiema zasadami - zasada 150 i zasada 15. Ta pierwsza mówi ze Googler nigdy nie znajduje się dalej niż 150 stop od jedzenia a druga, ze przeciętnie w przeciągu 3-mcy każdy nowy pracownik tyje 15 fontów. Związek miedzy 1 a 2 nieprzypadkowy:P
Jednym z pierwszych linków jakie dostaliśmy na szkoleniu zawierał menu i godziny otwarcia kawiarni, jedyna wskazówką jaka dostałam od mojego managera z Seattle było 'próbuj jedzenia w jak największej ilości miejsc';)
A miejsca są świetne! Po pierwsze, jest ich masa. Masz ochotę na japońską kuchnie - idź do Cafe Atom! Może chińszczyzna? - Sprawdź menu w Jia. Nie możesz zdecydować czy chcesz hinduskie, amerykańskie czy może meksykańskie jedzenie - idziesz do Charlie's, masz ochotę na wypasiona kanapkę - odwiedź Go!, a może smoothie? - idź to Slice, itp. itd.
Co mi się jednak najbardziej podobało i urzekało każdego dnia, to kultura firmy. Wszyscy są niesłychanie mili, pomocni i tryskający energia. Cały kampus wydaja się nią buzować. Widać ze ludzie tu pracujący są szczęśliwi, sami tez przyznają ze do tego bardzo rozpieszczeni;) A jeśli im już coś nie pasuje, maja okazje osobiście powiedzieć o tym założycielom Google'a na cotygodniowym spotkaniu. Tradycja jest, ze co tydzień pojawia się co najmniej jeden z nich, przez 15 lat działania firmy nie było wyjątku. W tym tygodniu miałam okazje uczestniczyć na tgif, na którym byli oboje i Larry i Siergiej:)
Choć brzmi to naiwnie i pewnie kręcicie głowami z politowaniem, ale niesłychanie duży nacisk kładziony jest na dobra atmosferę pracy i to po prostu czuć i widać.
Jak wiec widzicie, jestem kompletnie zauroczona moim nowym miejscem pracy. Podoba mi się, ze jestem częścią czegoś dużego i ze moj pracodawca ma jasne zasady, których się trzyma i które definiuje jako kluczowe dla dalszego działania. Każdy pracownik pracuje na wizerunek firmy i dlatego tak duża wagę poświęca się np. na szkolenia o bezpieczeństwie danych użytkowników.
I ostatnia obserwacja. Kampus Googla w Mountain View to państwo w państwie, w którym Twoim paszportem, dowodem osobistym i karta kredytowa jest identyfikator. Doszłam do takiego wniosku, kiedy któregoś z kolei dnia zaczęłam się zastanawiać, gdzie właściwie jest mój portfel? Codziennie jestem zawożona do pracy, w której mnie karmią poją, uczą, zrobią masaż, obetną włosy, zaszczepia przeciwko grypie (i tak dalej i tak dalej) a na koniec dnia odwiozą z powrotem do domu. Przez tydzień nie wyciągałam portfela!
*Noogler = New Googler, czyli swiezak;)
**Gdybym miała na imię np. Zosia mogłabym pospać dłużej i zacząć szkolenie od sesji południowej bo ze względu na ilość nowych pracowników zaczynających prace tego samego dnia(niech żyją wizy!) podzielili nas na dwie grupy.
Gratuluje! ^^
OdpowiedzUsuńFenomenalna notka!
Dzieki;) Mam dla Ciebie dlugopis:D
UsuńGratulacje! Świetny wpis, wygląda na to, że nieźle się bawisz i że będzie Ci tam dobrze :) Zasłużona nagroda po tak długim czasie!
OdpowiedzUsuńdzieki:)
UsuńLorien pisz, pisz, pisz. Czekam z niecierpliwością na nowy wpis :) pozdrowionka
OdpowiedzUsuń