Witam w 2015! Jak tam Wasze postanowienia noworoczne?;)
Przeglądałam dziś zdjęcia z pierwszych miesięcy po przyjeździe do Ameryki i wspominałam sobie te stary czasy, kiedy wszystko było tu nowe i nieznajome. Pamiętam, że szczególny problem sprawiały mi na początku zupełnie obce produkty i nazwy sklepów. Dużo czasu spędziłam w internetach, próbując zorientować się, gdzie najlepiej robić zakupy i jak radzić sobie z brakiem dobrze znajomych marek.
Pomyślałam, że napiszę posta, który, mam nadzieję, pomoże komuś trochę szperania po sieci zaoszczędzić.
Dziś zacznę od sklepów spożywczych i drogerii. Jeśli będziecie zainteresowani kolejnymi odcinkami, to dodam.
Spożywcze:
- Najtańszy jest Safeway. Jedzenie tu jest ogólnie OK, ale mięso, wędliny, ryby i jaja staram się kupować od lokalnych sprzedawców, których produktów w Safeway nie znajdziesz.
- QFC jest minimalnie droższe, jakościowo nie widzę różnicy.
- Trader Joe's - sklep z żywnością organiczną, który bardzo lubię. Droższy niż poprzednie dwa, ale jedzenie jest znacznie lepszej jakości. Jeśli chcecie jeść 'organic' i nie przepłacać, idźcie do Trader Joe's. Kupuję tu nie tylko jedzonko, ale też ich naturalne kosmetyki. Amatorzy aloesu może się ucieszą na wieść, że galon czystego soku aloesowego (bez cukru i dodatków) kosztuje tam coś koło $4 (nie pamiętam dokładnie, kupowałam wieki temu).
- Whole Foods - drogi sklep, w którym znajdziecie same organiczne produkty (żywność i kosmetyki). Nie kupujemy tam, bo daleko i za drogo, ale z tego, co się orientuje, to sklep jest bardzo popularny wśród zamożnych ludzi jedzących "organic".
- Zupełnie inna kategoria: Costco - czyli coś jak polskie Macro. Żeby móc wejść, trzeba mieć kartę (najtańsza roczna za $55), a produkty sprzedawane są w ilościach hurtowych po niższych cenach.
Jeśli nie mieszkasz w Chicago albo innym 'polskim' mieście i szukasz kaszy jaglanej, Amolu, Michałków czy innych polskich produktów, w większości przypadków nie znajdziesz ich poza polskimi/rosyjskimi/ukraińskimi sklepami. A niektóre produkty, jak np. korzeń selera są tu prawie jak kwiat paproci:P
Opowiem Wam krótką anegdotkę, jak to kupowałam Delicje. Mieliśmy w pracy konkurs na najlepsze ciasto i chciałam upiec coś, czego składnikiem są Delicje właśnie. Pech chciał, że nie było ich w polskim sklepie, musiałam się więc ratować Amazonem. Włos mi się na głowie zjeżył, gdy zobaczyłam, że za jedno pudełko miałabym zapłacić $7, na dodatek nie w tym smaku, jaki potrzebowałam. Ale przecież konkurs wygrać trzeba. Zamówiłam, ciasto zrobiłam, po czym na drugi dzień dowiedziałam się, że można znaleźć w Safeway'u amerykański (chyba) odpowiednik za $2.5. Nosz kurde, ta globalizacja.
Acha, oczywiście przypominam o
kartach stałego klienta i kuponach, które pozwolą Wam zaoszczędzić trochę mamony. Bardzo popularna stała się też ostatnio aplikacja
Ibotta, dzięki której po zakupie dostaniecie część pieniędzy z powrotem.
Kolejna kwestia to drogerie i kosmetyki. Wiele razy powtarzałam, że Polska to kosmetyczny raj. Asortyment w Stanach jest bardzo ubogi, zwłaszcza jeśli chcemy kupować kosmetyki naturalne. A dermokosmetyki są nie tylko horrendalnie drogie, ale też mają inne składy. No właśnie, nawet, jeśli znajdziecie jakiś europejski produkt, jest duża szansa, że został on dostosowany do rynku amerykańskiego i może mieć czegoś mniej, czegoś więcej i w efekcie raczej szkodzić niż pomagać.
Podstawowe środki czystości znajdziecie w spożywczakach i w drogeriach typu Walgreens, CSV czy Rite Aid. Po kolorówkę rzućcie okiem np. na Ultę i oczywiście nieśmiertelną Sephorę.
Jak wspomniałam, 95% towarów w drogeriach była dla mnie nowa. Zaczęłam więc czytać parę blogów, które pomogły mi mniej więcej rozeznać się, czego warto szukać.
Polecam Wam np.
Urban (recenzuje głównie górnopółkowe produkty) czy
Nouveau Cheap, kultowy blog kobiety, która wszystkie swoje kosmetyki kupuje 'po taniości' w drogeriach.
A jeśli macie ochotę pójść o krok dalej, spróbujcie
Ipsy czy
BirchBox, kosmetyczne subskrypcje, które za $10 miesięcznie przyniosą Wam 6 różnych kosmetyków do wypróbowania. Sama dostaje paczuszki Ipsy i jestem bardzo zadowolona.
I to by było na tyle. Mam nadzieję, że się Wam ta wiedza przyda;) Udanych zakupów!
PS. Te amerykańskie Delicje nazywają się "Pims". Nie ma za co i smacznego;)
PS2. No nie mogę się powstrzymać, patrzcie, co znalazłam!
|
znalezione w internecie |
Komentarze
Prześlij komentarz