Ostatnio pisałam o Stanach, dzisiejsza część będzie zaś o tym, dlaczego tak ciężko wyjeżdżać z naszego pięknego kraju na dłużej.
I choć nie będę tu pisać o rzeczach nowych i nieznanych, to pisać o nich trudniej - właśnie ze względu na większy ładunek emocjonalny:)
Polska jaka jest - każdy widzi. Można narzekać na multum spraw - na rząd i polityków, na kryzys, na dziury w drogach, na to, że 'źle się dzieje', na ceny benzyny i chleba, na kiepskie plony, na beznadziejną pogodę, itd. itd.
Zrobiłam jednak długą subiektywną listę Polski, której bardzo mi brakuje w Stanach i za którą tęsknię.
Po pierwsze i najważniejsze - rodzina. Pokuszę się o porównanie ludzi do roślinek o różnej budowie i z różnymi korzeniami. Niektórych łatwiej 'przesadzić' i lepiej radzą sobie z emigracją, inni przez całe życie tęsknią i myślą o powrocie i na obcej ziemi czują się 'nie tak'. Choć nie dzieje mi się w USA krzywda, a nawet wręcz przeciwnie, należę do tej drugiej grupy. Jestem bardzo zżyta z moimi bliskimi i ciężko było mi od nich wyjechać. Ci, co mnie znają, wiedzą, że moja rodzina jest wyjątkowo duża i wyjątkowo zżyta, moje 'korzenie' trzymają mnie blisko niej mocno.
Paweł po każdej wizycie w moim domu rodzinnym powtarzał z niedowierzaniem 'u Ciebie zawsze są tłumy!' ;)
|
Widok z kawowego tarasu |
|
|
Wiosna |
|
|
|
| |
Mogłabym tu pisać całe referaty o tym, jak cudownie wracać do domu i pić z Rodzicami kawę na tarasie, podziwiając przepiękne widoki, ale znów - oczywistych oczywistości rozwijać nie będę.
Mam też to szczęście, że przez całe życie otoczona jestem wspaniałymi
przyjaciółmi, których w USA bardzo mi brakuje. Owszem, poznaliśmy sporo nowych osób, z którymi się lubimy i regularnie spotykamy, ale nie da się przecież zastąpić nimi ludzi, z którymi znamy się parę lat lub połowę życia i niejedno przeżyliśmy.
Znacie to uczucie, kiedy znajdujecie przysmak lub czujecie zapach, którzy przywodzi Wam na myśl jakieś zdarzenie lub okres z dzieciństwa bądź też po prostu jakieś szczęśliwe momenty? Jak Guma Turbo i Kaczor Donald czy ukochane miejsce odwiedzone po 10 latach? Teraz, będąc w PL takie miłe obrazy towarzyszą mi co krok. Zapachy, kolory, widoki, przysmaki, które wiążą się z moim szczęśliwym dzieciństwem i młodością, wygłupami z przyjaciółmi, pierwszymi podróżami, czasami studenckimi i powrotami do domu. Cała gama wspomnień i uczuć.
W Stanach tego nie mam, ale tak naprawdę nie zdawałam sobie sprawy, jak mi tego brakuje, dopóki nie odetchnęłam czerwcowym nagrzanym powietrzem i nie zaczęłam wspominać dni, kiedy powietrze pachniało tak samo:)
Jak widzicie, zrobiło się trochę sentymentalnie, ale nie mogę nie wspomnieć, że tym, czego mi brakuje w USA to moja przeszłość, której reminiscencje towarzyszą mi w Polsce.
Czas teraz inne, bardziej praktyczne niż emocjonalne aspekty.
Jedzenie. Rany, jakie jest pyszne jedzenie w Polsce! Przez cały ostatni rok w USA nie przytyłam ani grama (sprawdziłam), ale parę tygodni tutaj już czuję :P Wprawdzie w Seattle jest dużo świetnych knajpek, w których można dobrze zjeść, ale wystarczy porównać sklep amerykański i polski i różnicę dosłownie CZUĆ. Amerykańskie pomidory nie pachną a smak mają mdły. Kurczak smakuje jak tektura, chleb to jakiś żart a kiełbasy bałabym się kijem tknąć. A wystarczy odwiedzić tu pierwszy lepszy straganik czy osiedlowy sklepik, żeby dostać ślinotoku od aromatu chleba czy zapachu warzyw.
Inna sprawa, że moja Mama świetnie gotuje, co potęguje doznania kulinarne;)
W Stanach brakuje mi wspomnianych targowisk i straganików, w których można kupić truskawki prosto z krzaczka, jajka od szczęśliwej kury albo rzodkiewki, ciągle ubrudzone ziemią. Poza Pike Place, który ma większe znaczenie turystyczne i jest raczej atrakcją niż miejscem codziennych zakupów, nie widziałam żadnego miejsca, które choć trochę przypominałoby targowisko. Ale nic straconego - od czerwca zaczęły się tzw. "Farmer's Market" czyli coś, co mam nadzieję, będzie odpowiednikiem naszego targu.
Kolejna rzecz, ważna zwłaszcza dla kobiet, to świetna jakość kosmetyków pielęgnacyjnych naturalnych i nie tylko. Nie zdawałam sobie z tego sprawy, dopóki nie zostałam ich pozbawiona. Wiele produktów popularnych u nas, jak np. płyny micelarne, na rynku amerykańskim po prostu nie ma. Jestem już prawie pewna, że będę mieć nadbagaż, takie zapasy gromadzę;)
Z praktycznych rzeczy, uwielbiam to, że polskie ceny zawierają już wszystkie podatki i wiem, że nie będę niemile zaskoczona końcowym rachunkiem;)
Inna sprawa - dzwoniąc do ludzi w Polsce, płacimy jedynie za połączenia wychodzące. W Stanach opłaty naliczane są również za połączenia przychodzące. 500 darmowych sms-ów w umowie dotyczy więc zarówno tych, które wysyłasz jak tych, które do ciebie przychodzą. Co za głupota;)
W Stanach brakuje mi też bardzo szarmanckich mężczyzn otwierających kobietom drzwi i przepuszczających je przodem, pomagających z ciężkimi walizkami i służących pomocą, kiedy tylko trzeba. Heh, już się boję, że wojujące feministki biorą mnie na celownik, ale równouprawnienie równouprawnieniem, ale kobiety trzeba w drzwiach przepuścić:P
Faceci w Stanach wychowywani są inaczej, o czym zresztą długo dyskutowałam z Amerykaninem, zarządcą naszego budynku. A potwierdzenie tej tezy znalazłam podczas lotu do Polski, kiedy to chłop jak dąb siedzący obok mnie przyglądał się jak cielę kobiecie nie radzącej sobie z wrzuceniem bagażu do luku i dopiero po zwróceniu mu uwagi pośpieszył jej z pomocą. Żenada.
Tak więc panowie - dbajcie o kobiety, bo one to doceniają i na pewno będą Wam wdzięczne!
W tym miejscu chciałam pozdrowić mojego drogiego Kuzyna, jednego z ostatnich mężczyzn na ziemi, który całuje kobiety w rękę na pożegnanie;)
Każde porównanie, a więc moje również, powinno zostać jakoś podsumowane. Mam wrażenie, że z moich wpisów wynika, iż to Stany sprawiają wrażenie kraju bardziej przyjaznego do wygodnego i mniej stresowego życia. Pewnie tak jest, ale z drugiej strony należy sobie zadać pytanie, co jest ważniejsze - super drogi i małe kolejki w banku czy rodzina i tradycja. Ci, którzy odpowiedzą 'to drugie', to ludzie, dla których emigracją jest tylko tymczasowym etapem i którzy wiedzą /wierzą, że do domu wrócą.
Ja też pozdrawiam Twojego drogiego Kuzyna, który faktycznie jak prawdziwy dżentelmen żegna się z kobietami – znamy się od żłobka, więc wiem o czym mówisz tacy mężczyźni to skarb!
OdpowiedzUsuńCzyżby już w żłobku był dżentelmenem (dżentelbobasem) ?;)
Usuń